Recenzja z 07.01.10
To było straszne! Absolutnie straszne! Najstraszniejsze od czasu gry w "Robbing the Cradle". Po raz pierwszy od dzieciństwa wyłączyłem grę, bo nie byłem w stanie jej przejść... ze strachu, po raz pierwszy miałem koszmary po czymś taki i problemy z zasypianiem.
Te wszędobylskie szepty i tajemnice, niezidentyfikowane dźwięki i światłocienie. Atmosfera mroku i zagrożenia. Czułem, że jestem sam, zupełnie sam i nic nie mogę zrobić tym tajemnicom, a one najpierw mnie wystraszą na śmierć, rozkoszując się słabością mej duszy, a potem najzwyczajniej unicestwią.
Taki słaby, w dodatku zewsząd atakowany. Nawiedzone przedmioty, mrok i kolorystyka, ciemności i dźwięki.... to potrafiło przestraszyć, zresztą ciągle to robiło. Miałem wrażenie, że krzesło na które patrzę... to jak się odwrócę, to go już tam nie będzie.
Albo pojawi się coś innego, jeszcze gorszego.
Wszystko było wrogie, od sukni na manekinie, po dziecinne zabawki. Wszystko żądało mego przerażenia, napawając się nim jak narkotykiem.
Ale ja nie mogłem uciec, gdyż miałem misję. Nie zasnąłbym więcej, aż bym jej nie wykonał.
Ale każda tajemnica, nawet ta najskrytsza i najokropniejsza ma odpowiedzi.
I to dodawało mi sił... i na tyle minimalnie odwagi, by otworzyć kolejne drzwi, przekroczyć kolejny prób czy stopień schodów.
Choć z zamkniętymi oczami.
*
Ciężko te misje oceniać w kategorii FM do Thiefa, bo ona ma z tym światem niewiele wspólnego. To tylko silnik. Ani to nie wygląda na Miasto (wtedy by tu zamiast detektywa przyszli Młotodzierżcy), ani główny bohater nie jest chyba Garrettem (bez łuku i wytrychów?). To bardziej świetnie skrojona przygodówka z możliwością swobodnego przemieszczania postaci. Wszak... nawet mamy podobny system używania przedmiotów i questów, w sensie:
1. gra jest liniowa i questy (i ich poszczególne epizody) wykonujemy po kolei.
2. przedmiotów używamy do jednego, konkretnego celu (są wyjątki)
3. owe przedmioty są bardzo konkretne. Tzn, jak np. potrzeba kija, to musi to być konkretny kij, pomimo że dookoła leży ich pełno.
4. nie powinno być elementów zręcznościowych, walk itd.
5. przeciwników pokonuje się w sposób fabularny, przewidziany przez scenariusz (tak jak tutaj). Nie ma mowy o np. wyciągnięciu Panzerfausta i rozwaleniu otoczenia ;] Albo obrzucenia kogoś młotami, wepchnięciu do wody czy pod windę (jak to w Thiefie się da).
To wszystko pasuje, zatem moim zdaniem Rose Cottage to przygodówka, a nie fan misja Thiefa.
A tak, genialne tekstury, udźwiękowienie i stylizacja, co daje klimat... który jednym słowem zabija. Mnie zabił w każdym razie i musiałem wyłączyć komputer (w chwili jak telefon zadzwonił. Stwierdziłem że mam dość :) ).
Ponadto upajałem się ilością detali, tych oryginalnych jak i mniej. Model statku, pokój dziecięcy, tapety, zdjęcia, dywaniki... nawet kapcie króliczki :) Twórcy pomyśleli o wszystkim.
Kwestia grywalności... ciężko to ocenić. Z jednej strony przejście tego było mega satysfakcją, tak samo ciągle czułem niedosyt... bardzo chciałem rozwiązać tajemnicę.
Ale... skoro musiałem przerywać grę by dać upust emocjom? Zamykać oczy? Może i traciłem w ten sposób detali, bo to było ZA straszne.
A wszystko co jest ZA jest gorsze od W SAM RAZ.
Inne wady:
-liniowość. To aż momentami przeszkadzało, że skoro mam pseudo wytrych, to nie mogę otwierać innych drzwi.
-przedmioty były do jednorazowego użytku. Przecież tym łomem dało się rozwalić więcej rzeczy.
-straszenie punktowe
Hmmm chodzi o to, ze dom miał ogólne, przerażające tło. Barwy, przedmioty, szepty itd. Od czasu do czasu występowały też "straszydełka" czy "przeszkadzajki", które były aktywne jeden raz w jednym miejscu (z wyjątkiem lalki). Jak już sie je namierzyło, to można było nabrać pewności, że dopóki nie wykonamy jakiejś większej akcji, to nic nas nie przestraszy na już zbadanym terenie.
Napięcie wracało, kiedy np. wzięło się UV latarnię czy zebrało tarota.
Ale pomyślcie... stoicie np. w Study i bierzecie kartę... a tu za waszymi plecami otwierają się drzwi. Tak same z siebie, nic więcej się nie dzieje.
Ja bym umarł ze strachu.
-niektóre karty bez solucji... nie wyobrażam sobie ich znalezienia bez opukiwania dokładnego ścian. To trochę jak Lucky Coins z Masks. Owszem, te karty to jedyny ukłon w stronę oryginalnego Thiefa, ale niektóre za bardzo poukrywane.
-bug z klapą od strychu.
Zalety: zbyt dużo by wymienić. Powiem tylko o Lalce, Manekinie, kartach i nagrodzie za nie... no i epickie intro!
Podsumowanie:
Ogólna OCENA: 10
Zalety:
Klimat, strach, wnętrza, tekstury i dźwięki, budowa poziomu
Wady:
Chwilami za straszna, liniowość, przedmioty jednorazowego użytku, karty zbyt pochowane... no i to nie był Thief... ale to tak jakby narzekać, że Wolfenstein Enemy Territory nie ma singla.
thumb_up thumb_down Votes: 2
star 10 / 10
Confirm delete
Do you want to delete the entire topic?